wtorek, 22 kwietnia 2014

Jakimi jesteśmy szczęściarzami

Każda wizyta kontrolna z małym u lekarza wywołuje u mnie taką myśl. Jakimi jesteśmy szczęściarzami. W amoku codziennych spraw zapominam o tym. Dopiero zetknięcie się z dziećmi, które nie mają szansy na samodzielne życie uświadamia mi, co tak naprawdę jest ważne. Niestety nie na długo. Tutaj pewnie nie jestem wyjątkiem. Zadziwia mnie upór, determinacja i pogoda ducha rodziców dzieci niepełnosprawnych. Są oni dla mnie bohaterami. Nie wiem skąd biorą siłę do walki. Bo to jest walka. O pieniądze, o wizytę u lekarza specjalisty, o rehabilitację, o każdy uśmiech na twarzy dziecka. To jest wyzbycie się własnego ja. Nie każdy tak potrafi.

i spółka; Jakimi jesteśmy szczęściarzami

Nie wiem, co może być gorsze niż choroba własnego dziecka. Ostatnio dowiedziałam się o chorobie genetycznej u dziecka znajomych. Wydawałoby się, że jak dziecko urodzi się zdrowe to nic nam nie grozi. Nic nie może zburzyć naszego spokoju. Do czasu, aż pewnego, pięknego dnia dowiadujemy się, że nasze dziecko obciążone jest chorobą genetyczną. Najważniejsze, że będzie żyć. Jak jednak wytłumaczyć mu, że od tej chwili nie może biegać, skakać, nadmiernie się wysilać? Tym bardziej, że do tej pory uprawiał sporty, bawił się, szalał. I nie jest to tylko kwestia komfortu życia, ale kwestia życia lub śmierci. Szaleństwo.

Informacja o chorobie dziecka znajomych uświadomiła mi, jak ważne są badania kontrolne, jak ważne jest dmuchanie na zimne i jak ważne jest wsłuchiwanie się w to, co dziecko mówi o swoim samopoczuciu. W przypadku znajomych reakcja na odczucia ich syna uratowała mu życie. 





0 komentarze:

Prześlij komentarz