Wczoraj był wiekopomny dzień. Po raz pierwszy pojechałam z Franciszkiem na zajęcia "pozadomowe". Chciałam to zrobić juz jakiś czas temu, ale wiadomo jak to jest. Po wielu groźbach, że to zrobię w końcu mi się udało. I nie jest to moja zasługa. Znajoma, zrobiła rozeznanie i okazało się, że nie muszę jechać na drugi koniec miasta, bo niedaleko domu, jeśli we Wrocławiu słowo niedaleko ma zastosowanie, w Księgarni "Pociąg do Bajeczki" organizowane są zajęcia dla dzieci w wieku Franka. Jak się okazuje nawet we Wrocławiu nie jest łatwo znaleźć coś dla trzynastomiesięcznego dziecka. Wybrane przeze mnie zajęcia nazywają się "Maluszki w pociągu" i dedykowane są dla dzieci w wieku 6 miesięcy - 2 lata.
Ze strony internetowej dowiedziałam się, że:
Z samego opisu nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Jak teraz to piszę i jestem już po, stwierdzam, że podczas jednych zajęć prawie wszystkie powyższe punkty zostały zrealizowane.Jest to cykl spotkań dla dzieci od 6 miesiąca życia do 2 lat wraz z opiekunami.Celem zajęć jest wspieranie prawidłowego rozwoju dziecka przez:
- stymulacje zmysłu słuchu, węchu, dotyku, smaku, wzroku, równowagi,
- kształtowanie koordynacji wzrokowo-ruchowej,
- rozwijanie tzw. mowy biernej,
- wspieranie emocjonalnej więzi Dziecka z Rodzicami.
Ponadto zajęcia to:
- poznawanie świata (rozbudzanie ciekawości)
- doświadczenia artystyczne (tworzenie prac plastycznych, słuchanie muzyki)
- pierwsze kontakty z rówieśnikami.
W trakcie zajęć:
- śpiewamy, wystukujemy rytm, gramy na instrumentach,
- wykorzystujemy wierszyki- masażyki, wierszyki paluszkowe,
- czytamy wiersze i opowiadania,
- bawimy się zabawkami i planszami edukacyjnymi.
Małego jak zwykle wszystko interesowało. Od razu pokumał, kto tu dowodzi i śledził każdy ruch Pani Ani. Również w chwilach przeznaczonych na zabawę wspólnie z mamą lub na wykonywanie ćwiczeń. Jak się oswoił mama wróciła do łask.
Co też my na tych zajęciach nie robiliśmy? Chodziliśmy, tańczyliśmy i wystukiwaliśmy rytm w takt piosenek. Robiliśmy własne instrumenty muzyczne i graliśmy na nich. Przechodziliśmy przez tor przeszkód oraz bawiliśmy się w gorące krzesło. Co jeszcze robiliśmy mama sklerotyczka nie zapamiętała. W drugiej części zajęć Franek zrobił swoją pierwszą wylepiankę i o dziwo wyszedł z tego cało. Patrz czysty. Gorzej mama.
Po zakończeniu zajęć można było zostać jeszcze na sali, dzięki czemu dzieci miały okazję przy zabawie trochę się zintegrować;) Franek od razu zainteresował się zabawkami, które w domu chwilowo są zakazane.
Jestem po zajęciach, ale nie wiem, co o nich myśleć. Nie chcę sobie wyrabiać zdania na podstawie jednych zajęć. Pewnie jeszcze na nie pójdę, żeby stwierdzić czy warto na nie chodzić. Franciszek pewnie nie miałby nic przeciwko;) Dzieci, zabawki, piosenki, taniec, ruch i te sprawy, ale ja nie jestem do końca przekonana.
Wydaje mi się, że dzieci było za dużo i było trochę drętwo. Za drętwotę prowadząca nie odpowiada, to raczej my mamy jesteśmy za nią odpowiedzialne. W czasie zajęć się śpiewa. Mamy miały z tym widoczny problem. Pozostało biednej prowadzącej śpiewać za wszystkie. W pewnym momencie i ona straciła rezon.
Też nie przesadzałabym, bo cóż można oczekiwać od zajęć dla trzynastomiesięcznego dziecka? Człowiek traci trochę perspektywę i oczekuje nie wiadomo, czego. To nie są zajęcia z chińskiego. Pewnie większości rodziców zależy, żeby ich dzieci miały kontakt z rówieśnikami. My z Frankiem nie mamy z tym problemu, więc ten aspekt zajęć pozadomowych odpada. Wczoraj tatuś pokazał synkowi dzieci na podwórku. Synek do tej pory marudził, aż mama nie wyszła z nim na dwór. Sąsiadka zobaczyła nas przez okno i wyszła ze swoją córeczką starszą o miesiąc od Franka. Kumpli do zabawy na szczęście nie będzie mu brakowało.
Reasumując nadal jestem za zajęciami pozadomowymi. Nie wiem tylko, czy forma zaproponowana w Pociągu do Bajeczki mi odpowiada. Zobaczymy. Nie skreślam ich jeszcze;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz