Inspiracje - pokój dla chłopca

Franek coraz więcej czasu spędza w swoim pokoju. Czas pomyśleć o jego urządzeniu.

Grecja moja miłość

Nie jest tajemnicą, że lubię Grecję. Wręcz uwielbiam. Moja miłość do tego kraju nie ma logicznego...

Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł...

Szczęśliwi Ci, którzy odkryją pasję swojego życia. Szczęśliwi Ci, którzy mają wsparcie najbliższych w realizacji swoich pasji.

Tablica kredowa krok po kroku

Pomału, krok po kroku urządzamy pokój Franciszka. Problem w tym, że ogólna koncepcja jego aranżacji cały czas ewoluuje.

Pop up restaurant. Co proszę?

Ostatnio pozazdrościłam koleżance jej własnej knajpy, po tym jak na jej profilu społecznościowym zobaczyłam zaproszenie do Polka Bistro.

czwartek, 27 lutego 2014

Park Szczytnicki. Moje miejsce we Wrocławiu

Park Szczytnicki we Wrocławiu jest to miejsce, w którym lubię spędzać czas. Przypomina mi trochę okolice skąd pochodzę.  Jak to mój ojciec mówi, mieszkamy w rolniczo-pasterskiej krainie. Ja już nie. Otoczonej lasami i jeziorami. Jak mi brakuje jezior we Wrocławiu, a właściwie w jego okolicy. Na las nie mogę narzekać bo mam blisko Las Strachociński, jak jeszcze zrobią u mnie szersze wały to będzie cudnie na wycieczki rowerowe.

Ostatnia niedziela.

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

Jaki fotograf i jaki aparat takie zdjęcia;)

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu

i spółka; Park Szczytnicki we Wrocławiu





wtorek, 25 lutego 2014

Jak przekonać dziecko do noszenia butów?

Jak to zwykle u nas bywa dostaliśmy od fizjoterapeutki zalecenie, aby kupić małemu kapcie. Nie żeby je cały czas nosił, ale żeby przyzwyczajał stópki do butów. Ok. Jak trzeba to kupimy. Dostaliśmy wykaz, na którym były kapcie 2 producentów. Okazało się, że są to firmy, których kapcie powszechnie występują w supermarketach. Trochę nam zajęło dotarcie do jakiegokolwiek sklepu. Nie mieliśmy parcia. No dobrze ja nie miałam parcia, ale to, dlatego że w domu mamy stosy butów różnej maści. Ostatecznie nasze starania zakończyły się sukcesem i mamy teraz w domu parę nowiuteńkich kapci, zakupionych zgodnie z zaleceniem fizjoterapeutki. Pojawił się tylko jeden, tyci, tyci problemik.

Zanim jeszcze weszliśmy w posiadanie w/w łapci zrobiłam próbę z 2 parami bucików. Puciunek nieprzyzwyczajony do czegokolwiek na nogach, zdrętwiał i zaczął marudzić. Skończyło się to super szybkim ich zdejmowaniem. Wtedy to po raz pierwszy samodzielnie stał przez chwilę. Można sobie wyobrazić jak był przerażony. Nie wiem tylko skąd mu się to wzięło. Nieważne.

Kroki zaradcze, jakie podjęłam żeby przekonać Puciunka do noszenia butów:
  • ubranie Feli w kapcie Puciunka,

i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?
  • włożenie bucików do przyczepy samochodu, żeby je cały czas widział,
i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?

  • jeżdżenie samochodem po całym domu. Mały patrzył jak zaczarowany, ja miałam dość,
  • odłożenie w czasie wszelkich prób.
Po jakimś czasie założyłam mu kapcie. Nie powiem, żeby był szczęśliwy, ale zrobił jedną rundkę po domu. Po kilku dniach założyłam mu buty i wyszliśmy na ogród. Zrobił kilka kroków, ale po chwili spotkałam się z czynnym oporem. Patrz rykiem.
Po kilku dniach założyłam mu znowu kapcie. Tym razem pochodziliśmy po domu trochę dłużej. 
Przymierzaniu kapci towarzyszył cały rytuał. Musiałam je najpierw zabrać Feli. Ta zachowywała się jakby w ogóle jej to nie obeszło. Dziwne;)
I ta tam. Wczoraj był ten dzień.


i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?

i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?

i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?

i spółka; Ja przekonać dziecko do noszenia butów?

Co ma Puciunek na nogach? Buty. Chęć pchania jeździka była silniejsza niż niechęć do butów. Moja krew. Jak ja kocham tego gówniarza.





niedziela, 23 lutego 2014

Lista najlepszych zabaw minionego tygodnia.

TOP 7 - Najlepsze zabawy minionego tygodnia według Franciszka


  • Strzelanie z gumy. Zamiennie z gumy w moich rajstopkach, lub w legginsach mamy.
  • Gryzienie długopisu zabranego mamie. Uwaga: nowy długopis, który mama wzięła później jest pewnie lepszy od tego, który już zabrałem. Koniecznie trzeba sprawdzić.

i spółka; Lista najlepszych zabaw minionego tygodnia

  • Zabawa w bidecie, można też w muszli sedesowej, ale wtedy trzeba liczyć na słaby refleks rodziców. Do bidetu można wrzucać różne zabawki np. zabrany mamie długopis, grzebać w odpływie. Słabo jeszcze dostaję, ale daję radę. Nie rozumiem, dlaczego mama się denerwuje.
  • Ogólnie łazienka fajna jest. Można sobie w niej śpiewać, stać przed lustrem i rozmawiać sam ze sobą, gdy nikt nie patrzy. Zamykać i otwierać drzwi. Wrzucać zabawki do wanny. A wieczorem, wieczorem, kąpiel, kąpiel jest O JEEEEEEEE. Kąpiel, kąpiel JEEEEEEEEEEST. Czyż życie nie jest cudowne?
  • Toczenie papierowego abażuru. Na początku trochę się bałem, ale później zaszalałem. 
  • Stanie przed radiem, pogłaśnianie i ściszanie muzyki. Z tym ściszaniem przesadziłem. Mama pomogła i musiała mnie przytulić. Tyci, tyci się przestraszyłem.
  • Wrzucanie zabawek do pudła. Mama chce mnie nauczyć, sprzątać zabawki. A co mi tam. Niech się cieszy. Ja wolę do kosza. Nieopatrznie wrzuciłem do niego Smoka Wawelskiego. 
i spółka; Lista najlepszych zabaw minionego tygodnia






    piątek, 21 lutego 2014

    Badania laboratoryjne - materiał do badań

    Ja to jednak jestem czarownica. Przypuszczałam to już wcześniej, ale teraz jestem pewna. Wczoraj stwierdziłam, że nie mogę już dłużej zwlekać z pójściem z Puciunkiem do laboratorium na pobranie krwi. Na samą myśl cierpła mi skóra po ostatnich doświadczeniach. Dlatego też byłam pewna, że mimo refundacji moja noga nigdy już nie postanie w laboratorium w Przychodni Ziemowita. Dla zainteresowanych - we Wrocławiu. To, co zrobili tam wtedy z małym to była istna rzeź. Tak naprawdę martwiłam się tylko o samo pobranie krwi, nie myślałam o pobraniu moczu do badań. To przy badaniu krwi wydawało mi się drobnym szczegółem. Do chwili. Bo właśnie wczoraj trafiłam na post Calineczki odnośnie jej sposobów na pobranie moczu od małej. Nie spodziewałam się, że z tym mogą być takie cyrki i nie wiedziałam, że oprócz pojemniczków istnieją jeszcze woreczki.

    Dlatego pierwsze, co zrobiłam to zmiana planów. Nie, nie zrezygnowałam z pójścia do laboratorium. Stwierdziłam tylko, że nie mam chęci męczyć się sama i że trzeba poczekać na posiłki. 
    Posiłki zawitały do domu i od razu przystąpiliśmy do działania. Ja wymyśliłam, że wejdę do wanny razem z małym rozebranym do połowy, odkręcę wodę i zamknę odpływ, a w tym czasie tata będzie łapał mocz. Mały pomyślał, że to kąpiel i zaczął się siwy dym. Trzeba było się ewakuować. Drugie podejście i ostatnie zaliczyliśmy przy użyciu jego kochanego bidetu. Postawiliśmy go obok, on zaczął się bawić i nic. Czekamy, czekamy i dalej nic. Wtedy poszłam po picie. Dajemy mu tylko wodę bez dodatków, której jak nie jest spragniony nie chce pić. Dodałam, więc trochę "naturalnego" soku malinowego. Łykał jak malinkę. Aż mąż się dziwił, co mały tak tę wodę piję. Dopiero później się przyznałam, że to, dlatego, że woda zawierała wspomagacze. I poszło. No to mocz już mieliśmy. Czas na wizytę w laboratorium.
    Pojechaliśmy całą ekipą. Od progu poinformowaliśmy Panią, że chodzi o naszego Spenia. Pani szczerze przyznała, że lepiej by było gdyby w laboratorium ktoś jeszcze był. Przedstawiliśmy jej sytuację jak było wcześniej. Że mały został pokiereszowany. Kłuto go w kilku miejscach żeby w końcu pobrać krew z paluszka. Krew małego była wszędzie łącznie z fartuchem pielęgniarki, ale nie w próbówkach.
    Pani posprawdzała żyły i zaproponowała paluszek. Martwiła się tylko, że to może długo trwać. Dla nas nie był to problem. Usiadłam na fotelu z małym na kolanach, obróciłam się tak, że jego rączka leżała na podłokietniku i zaczęliśmy. Pani była stremowana, że ukłucie może boleć. Uspokoiliśmy ją, że nie robimy z tego hecy. Nie wyolbrzymiamy sprawy. Mały nawet nie kwiknął. Jak zaczął jęczeć to tylko, dlatego, że unieruchomiłam mu rękę i nie podobało mu się to. Co ja się nagadałam. Widzisz, jaka Pani jest fajna? Zobacz, co to leci? Podoba Ci się Pani? A co to jest? Tak jeszcze chwileczkę itd. itp. Okazało się, że napełnienie 4 probówek nie trwało aż tak długo. Pozostało jeszcze przyklejenie plasterka i pytanie Pani czy przyklejać, bo nie wszystkie dzieci lubią. My na to, że przyklejać, bo Puciunek nie ma jeszcze wyrobionego zdania w tej kwestii. 

    Muszę przyznać, że mały jest bardzo ciekawski, co na pewno pomogło. Interesuje go wszystko, co nowe, a w takim miejscu jeszcze nie był. Jak Pani majstrowała przy probówkach chciał wszystko widzieć. No i umie zrobić dobre wrażenie. Każdy, kto go widzi poza domem mówi, że on jest taki spokojny.
    Wnioski. W przyszłości na badania to tylko tam, chyba, że inna Pani się nie sprawdzi. 
      
    Wyniki sprawdziliśmy już wczoraj poprzez stronę laboratorium. Wszystko gra i buczy.

    Obok laboratorium jest hurtownia z akcesoriami dla dzieci, do której chciałam wejść tylko po farbki do Projektu - Oczekiwanie. Wyszliśmy bez farbek, ale z bączkiem, instrumentami: grzechotką i kołatką, klockami, szczoteczkami do zębów. Lubi patrzeć jak ja myję zęby, więc trzeba kuć żelazo póki gorące oraz z takim specjalnym woreczkiem do jedzenia owoców i warzyw. Woreczek super, chociaż jak go zobaczyłam miałam pewne wątpliwości, grzechotka i kołatka też z resztą myślę, że się rozkręci. A co? Dla takiego Supermena wszystko, co najlepsze.





    środa, 19 lutego 2014

    Jak najłatwiej wychować niejadka

    5 sposobów na wychowanie niejadka


    Temat jest mi bardzo bliski. Mój mały nie należy do osób lubiących jeść. Co prawda widzę małą poprawę, ale nie jest jeszcze cudownie. Może nie byłoby tak źle gdyby nie to, że po miesiącach totalnej walki nagle zainteresował się jedzeniem. Miałam nadzieję, że apetyt pozostanie z nami na zawsze. Niestety to by było zbyt piękne, a jak wiadomo do dobrego łatwo się przyzwyczaić. 

    Jeszcze te historie dziwnej treści, że mój małżonek jak był mały to też nie chciał jeść, ale jego dziadek miał na niego sposób. Potrafił siedzieć z nim godzinę i w końcu wepchać w niego całą porcję. Nie rozumiem tylko, jak można nie widzieć związku pomiędzy powyższą historią, a historią, że Afałek często wymiotował. No cóż. Lepiej jest wymyśleć jakąś chorobę na wytłumaczenie. I tak też zrobiono.
    Jak jeszcze raz usłyszę tę historię to powiem, co o tym myślę, bo też ile można. Nie wiem, jakie są intencje opowiadającego. Czy to oznacza, że ja jestem zła matka, że ja jestem BEEEEEEEEEEE bo nie umiem w dziecko wcisnąć jedzenia?
    Ja tego nigdy nie będę robić. Sama jestem osobą, która bardzo często zostawia ostatni kęs. Wiem jest to niekulturalne, ale ja wiem, że ten jeden kęs może być o kęs za daleko. Moja rodzina to akceptuje, chociaż nie zawsze rozumie.

    Pamiętnik Matki Wariatki; 5 sposobów na wychowanie niejadka
    Powróćmy do sposobów na wychowanie niejadka.
    Wymieniłabym:
    1.     robienie groźnej miny, kiedy dziecko odwraca się na widok łyżeczki z jedzeniem,
    2.     narzekanie, że nic nie zjadło,
    3.     wciskanie na siłę jedzenia do zaciśniętej buzi,
    4.     błaganie by dziecko coś zjadło,
    5.     pokazywanie jak "samochodzik jedzie do garażu", "leci samolot" itp. itd.

    Są to najlepsze sposoby, żeby jedzenie stawało się wydarzeniem dnia. Nie można do tego dopuścić za żadną cenę, nawet za cenę niezjedzonego obiadu. Jeśli maluch nie chce jeść, trzeba po prostu odstawić talerz i nie wdawać się w dyskusję. Dziecko musi wiedzieć, że je, bo jest głodne, a nie dlatego, że ty o to prosisz. 

    Wiem łatwo napisać. Ale przecież jak nic nie zje to nie będzie miało siły. Spokojnie dziecko nie da sobie zrobić krzywdy. Krótkotrwała utrata apetytu może być spowodowana przeziębieniem czy inną chorobą. Jeśli mamy do czynienia z chronicznym brakiem apetytu, oraz towarzyszą mu inne objawy, brak chęci do zabawy, opóźniony rozwój, niedostateczny przyrost masy należy poradzić się lekarza. W naszym przypadku był nawet spadek masy, ale towarzyszyło mu wyrzynanie się nowych ząbków. Ząbki wyszły, apetyt powrócił. I tak w kółko coś. 
    Przyznam się. W pewnym momencie byłam już tak sfrustrowana, że dałam się ogłupić i chciałam tuczyć małego jak gęś. W jego przypadku to jednak nie przejdzie. Próba zastosowania któregokolwiek z 5 sposobów na wychowanie niejadka kończyła się złością. Małego nie moją, i głośnym rykiem. Naszym wspólnym;)


    Przy okazji przypomniałam sobie jeszcze jeden sposób na wychowanie niejadka. Chodzenie za dzieckiem z talerzem, bo może przy okazji zabawy uda mu się coś wcisnąć. 





    poniedziałek, 17 lutego 2014

    Geneza imienia Franciszek

    Wiele z nas już przed poznaniem swojego lubego zastanawiała się nad imieniem dla swoich potomków. Tak na zapas, w razie "W". Panowie nie są tego świadomi, bo nie muszą. Niech im się wydaje, że mają na to jakiś wpływ. Ja wymyśliłam sobie Franciszka i Marię. Maria wiem skąd mi się wzięło, Franciszek nie mam bladego pojęcia. W międzyczasie Maria mi przeszła, Franciszek nie. A było to w czasach, kiedy imię Franciszek i Maria uchodziły za staroświeckie i wieśniackie.


    Pamiętnik Matki Wariatki; Znaczenie imienia Franciszek
    Pamiętam jak kiedyś siedząc na fotelu dentystycznym słuchałam słowotoku lekarki. Takiej gaduły to ja dawno nie widziałam, a w tamtym okresie mogłam wskazać choćby siebie. Nie wiem, dlaczego rozmawiałyśmy akurat o imionach dla dzieci. Powiedziała mi, że jej najstarszy syn ma na imię Rafał. Mąż poszedł go zarejestrować w urzędzie, jak ona jeszcze była w szpitalu. Jej to imię nie bardzo się podobało, bo takie nowoczesne. Pamiętacie książkę i film pt.: "Znachor"?  A jak się nazywał główny bohater przed utratą pamięci? Rafał Wilczur. Siedzę i słucham dalej. Teraz Pani powiada powraca się do takich imion jak Marysia. Skąd to się ludziom bierze? A jej koleżanka to już w ogóle zwariowała dała synowi na imię Franciszek. Franciszek rozumie Pani. Tak skrzywdzić dziecko? Myślałam, że pęknę na tym fotelu. W końcu dane mi było odzyskać głos i wtrącić swoje dwa, a nawet trzy grosze. Ja na to, że mój chłopak ma na imię Rafał. Dla dziewczynki mam wybrane imię Marysia i to od ładnych paru lat. A dla chłopca Franciszek, bo tak sobie myślałam, że jak go będę wołać przez okno do domu to będzie fajnie brzmieć. Frraaannnnnnek do domu. Serio. Tylko jest jeden problem nie mieszkam już w bloku.

    W pewnym momencie mąż mnie przekabacił na imię Mikołaj. Zgodziłam się po tym jak ze wszystkich stron słyszałam, że teraz imię Franciszek jest bardzo popularne. Do momentu. Po badaniu USG, po którym okazało się, że będziemy szczęśliwymi rodzicami ślicznego chłopczyka jakby piorun we mnie strzelił. Stałam się apatyczna, nic mnie nie cieszyło, jakbym odrzuciła dziecko żyjące w moim ciele. W międzyczasie była impreza rodzinna, na której powiedziałam, że mały miał mieć na imię Franciszek, ale będzie Mikołaj. Ciotki mojego męża, że dobrze, bo Franciszek to brzydkie imię. Wtedy zaświtała mi myśl, że skoro im się nie podoba to znaczy, że jest to cudowne imię dla mojego synka. Po powrocie do domu oznajmiłam, że wracamy do Franka, bo ja go nie czuję jak myślę o nim Mikołaj. I urodził nam się Franciszek. 

    Kolega, który ma też synka o tym imieniu powiedział, że Franek jest ok, ale jak będzie przedstawiał się laskom: jestem Franciszek - to takie nie męskie. Może i tak;)

    Przyznam się, że nie znałam znaczenia wybranego przeze mnie imienia. Miałam imiennik, ale zaginął mi gdzieś w akcji, wiem jest internet, ale jakoś nie spędzało mi to snu z powiek. W końcu przeczytałam i dupa. Nie spodobał mi się przeczytany opis. Ale cóż on będzie inny;) Dodatkowo, jak zrobi się przegląd przez naszą kinematografię i piśmiennictwo to osoba o imieniu Franciszek była albo parobkiem albo służącym, no nic specjalnego. Ale to akurat dotarło do mnie już po fakcie.






    sobota, 15 lutego 2014

    Moja papużka (nie)rozłączka

    Często spotykam się z pytaniem czy mały nie płacze jak wychodzę z domu bez niego. Nie bardzo rozumiem pytania. Wiem bardzo często nie rozumiem zadawanych mi pytań;) Może jakaś tępa jestem?

    Bo niby, czemu miałby płakać? Od małego po prostu się zbierałam i wychodziłam. Nie robiłam z tego problemu. Tak, że mały chyba nawet nie wie, że mogłoby być w tym coś złego.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Moja papużka (nie)rozłączka

    Co prawda w pewnym momencie zaobserwowałam zmianę w jego zachowaniu. Po moim powrocie do domu potrafił być na mnie 2 dni obrażony. Gdyby zdarzyło się to raz to uznałabym, że mam zwidy, ale zdarzyło się to kilkakrotnie. Oczywiście nie ma to miejsca jak Puciunek zostaje z tatą to wiadomo, ale np. z teściową to już tak. Mimo, że przez cały czas świetnie się bawią.

    Chciałam napisać, bo przecież tata to nie jest obca osoba, jednak ostatnio usłyszałam niewiarygodną historię. Kilkuletni chłopczyk nocował razem z tatą u swojej babci. Mama nocowała u swojej siostry. Taka sytuacja wynikała z tego, że para mieszka w innym mieście niż jej rodziny i każde z nich chciało pobyć trochę tylko ze swoją rodziną. Skończyło się na tym, że tata z babcią o godzinie 2.00 w nocy odwieźli chłopca do mamy, bo nie potrafili sobie z nim poradzić. Nawet nie przebrali go z piżamki. Tak też się zdarza. 

    Inna sugestia to, że jak wyjdę z domu to pewnie i tak cały czas myślę o synku jak mu tam z tą obcą osobą. Ja oświadczam zgodnie z prawdą, że w ogóle o nim nie myślę. Jakbym miała wyjść i cały czas myśleć to bym w ogóle nie wychodziła. Po prostu nie zostawiłabym małego z osobą, której bym nie ufała. A tak rozumiem rozmyślanie o dziecku przez cały czas. 
    Raz dostaliśmy z mężem propozycję od pary, która niemowlaka widziała tylko na zdjęciach lub na filmie, że oni chętnie zajęliby się małym i zobaczyli jak to jest. Odpowiedziałam, że trenować to oni sobie będą na swoim dziecku, a mojego mi szkoda. 

    Muszę przyznać, że był moment, kiedy było mi przykro, że mały nie reagował na moją nieobecność w domu. Teraz zaczyna się to zmieniać i nie wiem, co lepsze. Czasami zafiksuje się, że tylko mama i mama. Jest to miłe, ale nie zależy mi na tym. I dogódź tu takiej.





    czwartek, 13 lutego 2014

    Placek ze śliwkami - choćbyś chciała nie może nie wyjść

    Bardzo lubię proste, owocowe placki. Bez kremów i bitej śmietany. Placek ze śliwkami należy do moich ulubionych. Ma dodatkowo dwie bardzo ważne zalety. Jest bardzo łatwy i szybki w wykonaniu. Nie da się go zepsuć.

    i spółka; Przepis na prosty placek ze śliwkami

    Z czasem wprowadziłam do przepisu pewne usprawnienia. Przyjęłam, że szklanka to 200 ml, a nie 250 ml. W przypadku 250 ml po upieczeniu placek był twardawy. Zawsze piekłam go ze świeżymi śliwkami, ale tym razem zesknerzyłam i kupiłam mrożne. Placek powinien być lekko przyrumieniony, a nie spieczony na brąz wtedy pozostanie miękki.

    Moje usprawnienia mogą sugerować, że jednak nie jest on taki prosty, ale to pozory.

    Załączam przepis i życzę smacznego.
    i spółka; Przepis na prosty placek ze śliwkami

    Właśnie mój mąż powiedział, że coś czuje, że się szybko skończy. Że jak zawsze wyszedł mi dobry. Podlizuje się, żebym nie traciła zapału do pieczenia. Myśli, że trafił na jakąś głupią;) Ale co mi tam. Zazwyczaj to i tak ja zjadam 3/4 blachy, albo i więcej. Zajmuje mi to tak z pół dnia. Co tam. To przecież prawie same śliwki.





    wtorek, 11 lutego 2014

    Niepłodność, a męskie ego

    Niepłodność, a męskie ego

    Tak naprawdę chciałoby się napisać niepłodność - test czy jesteś w związku z ... . Nasuwa mi się kilka słów, które chciałabym tutaj wpisać i nie są to bynajmniej słowa o wydźwięku pozytywnym, ale nie wypada. 


    i spółka; Niepłodność - test na związek

    Bardzo często pamięta się jakieś sytuacje, rozmowy nie wiedząc, czemu właśnie te, a nie inne. Ja zapamiętałam jedną z rozmów, jakie się często prowadzi na przerwach śniadaniowych w pracy. O wszystkim i o niczym. Ja raz napomknęłam, że zaczynamy pełną diagnostykę w kierunku niepłodności. Od najmniej inwazyjnych badań do badań, które będą wymagały już pobytu w szpitalu. Nie wiem czy użyłam słowa bezpłodność, pewnie powiedziałam, że chcemy sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ale pozostała wypowiedź miała mniej więcej taki sens. Nie brałam na serio możliwości, że może być coś nie tak. Twierdziłam, że moja siostra nie miała problemów z zajściem w ciążę to ja też nie będę miała i że u nas to jest kwestia zwiększenia starań. 
    Na to jedna z dziewczyn, że ojej to on będzie się musiał też przebadać. Ja, że no tak. I co on o tym sądzi? Nie bardzo zrozumiałam pytanie, bo co on miał o tym sądzić. On miał tylko pójść i zrobić badanie. Spytałam, więc, o co jej chodzi. No, że będzie musiał przebadać nasienie. No i? Wiesz może ucierpieć na tym jego ego. 
    Pomyślałam sobie, że nie wierzę w to, co słyszę. Skąd ona się urwała. Pomyślałam sobie coś więcej, ale to nie nadaje się do publikacji. Odpowiedziałam jej, że guzik obchodzi mnie jego ego, że on będzie musiał wykonać jedno, jedyne badanie, któremu będzie towarzyszyć uczucie przyjemności ja całą serię, którym co najwyżej będzie towarzyszyć ból. I że na szczęście mój facet nie jest ... . A tak poza tym, co z moim ego? Ja też mogę powiedzieć jak wielu facetów, których znam, że jestem świetna i że problem nie jest po mojej stronie, więc nie będę się badać. 

    Co jest w tym wszystkim smutne? Ta dziewczyna ma dwóch synów, którym przy takiej matce wyrośnie taaaaaaaakie EGO. 






    poniedziałek, 10 lutego 2014

    Jedenaście miesięcy minęło jak jeden dzień


    Jedenaście miesięcy minęło jak jeden dzień


    Chciałoby się zaśpiewać za Andrzejem Rosiewiczem. I byłoby w tym dużo prawdy. 
    Jak ja mogłam myśleć, że 18 lat to długo, nadal nie mogę wyjść z podziwu. Jakieś zaćmienie umysłu miałam, czy co?

    Pamiętnik Matki Wariatki; Jak te dzieci szybko rozną

    Jest to dla nas trudny okres. Mały szykuje się na kolejne ząbki. Jest niespokojny, znowu zaczął mniej jeść i budzi się co chwilę w nocy. A już było tak pięknie. No może nie pięknie, ale lepiej. Przyzwyczaiłam się przez ten krótki czas, że mały krzyczy, że jest głodny, a ja za wolna;) Wręcz trząsł się na widok jedzenia. Jak dla mnie był to niespotykany wcześniej widok. Ale to minęło. Nic co piękne widocznie nie może trwać wiecznie.  


    Wszystko byłoby ok, gdyby mi co niektóre osoby nie smuciły, że mały jest za chudy. Na twarzy wygląda hożo, energii ma aż nadto, badania są w porządku, więc widocznie to jest taki typ. Nie wszystkie dzieci muszą być wielkie. Czy oni nie rozumieją, że ja nie mam ochoty tego słuchać?





    niedziela, 9 lutego 2014

    Mieszałam, mieszałam no i namieszałam


    Mieszałam, mieszałam w kodach html, no i namieszałam.


    Muszę przyznać jak na spotkaniu nałogowych ..., jestem uzależniona. Od grzebania w kodach html, od szukania nowych szablonów i ich przerabiania.

    Mieszałam, mieszałam w kodach, że w końcu się doigrałam. Skończyło się to moje mataczenie, usunięciem całego bloga i utworzeniem go na nowo. Straciłam statystyki - nieważne, straciłam obserwatorów - ważne. Najśmieszniejsze jest to, że szablon, który wybrałam na początku chyba najbardziej pasował do treści zawartych na moim blogu;). Cóż. Zamierzam walczyć z tym nałogiem.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Programy do edycji zdjęć

    Czemu ja to wszystko tak późno odkrywam? Blogowanie, html'a, programy do edycji zdjęć? To wszystko na mnie czeka, a tu trzeba wracać do pracy. Ja nie mam czasu na pracę;). Ja muszę się jeszcze tyle nauczyć. Jak widać na załączonych obrazkach.

    Szkoda, że nie udało mi się jeszcze rozgryźć w 100% kodu pod nazwą Franciszek. Wydaje mi się czasmi, że zamiast robić postępy w jego nauce. Cofam się.
    Pamiętnik Matki Wariatki; Programy do edycji zdjęć






    piątek, 7 lutego 2014

    Sierpień w hrabstwie Osage


    Sierpień w hrabstwie Osage 

    Wczoraj tak jak dawniej udało nam się wyskoczyć do kina. Już od jakiegoś czasu zauważyliśmy taką prawidłowość, że jak najdzie nas ochota na kino, to w kinach posucha. Tym razem było inaczej. Braliśmy pod uwagę kilka filmów, ale tym razem nie dałam się zmanipulować i poszliśmy na film, który pierwotnie wybrałam, czyli na Sierpień w hrabstwie Osage. Z rewelacyjną Meryl Streep i Julią Roberts. Rzeczywiście coś w tym jest co piszą. Marylka jest gwarantem, że człowiek się nie zawiedzie i wyjdzie z seansu zadowolony. I tak było ze mną.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Sierpień w hrabstwie Osage
    Sierpień w hrabstwie Osage poruszył mnie. Myślałam, że to niemożliwe. A jednak. Dawno nie płakałam na filmie, a na tym trochę sobie pochlipałam. Niestety zauważyłam parę analogii do własnego życia. Zobaczyć je to jak przejżeć się w krzywym zwierciadle, to boli i uświadamia parę rzeczy. Film opowiada o matce i 3 córkach, które w wyniku zaginięcia, a w rezultacie śmierci patriarchy rodu spotykają się w rodzinnym domu. Jest upalny sierpień w hrabstwie Osage. Powietrze faluje od ukrywanych sekretów, niewypowiedzianych oskarżeń i zadawnionych żalów. Nikt nie jest tym kogo udaje. 

    Film pokazał to co ja wiem, a czego się boję. Boję się, że moje zachowanie, zadawnione żale wpłyną na życie mojego synka, bo nie będę potrafiła przejść nad nimi do porządku dziennego. Nie chcę tego dla niego. 





    środa, 5 lutego 2014

    Mów do mnie babciu


    Jest zima, 21 stycznia, ładnych parę lat temu. Z tego co pamiętam byłam wtedy jeszcze na studiach. Jadę z ojcem samochodem do dziadków. Po drodze słuchamy audycji radiowej. Do radia dzwonią babcie, przedstawiają się i mówią kilka słów o sobie. Zazwyczaj ile mają wnucząt, w jakim są one wieku i takie tam. Nagle dzwoni babcia, której wypowiedź zapamiętam na długie lata. Co też ona takiego powiedziała? Wystarczyło, że powiedziała, że ma 38 lat, jest babcią i wstydzi się tego, żebym zapamiętała jej wypowiedź do końca życia.
    Pomyślałam sobie wtedy jaka porażka. Kalkulatorek w głowie zaczął mi dzielić, mnożyć, dodawać i wyszło mi w jakim wieku powinna być ona i jej córka w momencie zajścia w ciążę, żeby ta kobieta była już babcią. Nie było to zbyt skomplikowane nawet jak dla mnie.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Czy ja wyglądam jak babcia?

    I właśnie kilka dni temu koleżanka z klasy, ze szkoły podstawowej pochwaliła się, na jednym z portali społecznościowych, że zostanie babcią. Dokładnie w wieku tamtej kobiety. Rany, jak ja mam się do nich. Mój syn skończy przecież dopiero roczek. Czy ja wyglądam jak babcia. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś się pomylił i nazwał mnie babcią Puciunka.

    Jeszcze kilka lat temu może miałabym na to spore szanse, ale myślę, że jednak nie. Jeszcze kilka lat temu matki w moim wieku to był ewenement. Teraz też może jestem w górnej granicy, ale ta dolna zdecydowanie się podwyższyła, tak wynika z moich obserwacji. Chociaż tak może jest w moim środowisku, a w innych jest jak było. Sprawdziłam. Jeśłi chodzi o mój wiek to niewiele się zmieniło.

    Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika że:

    Rozpoczęte w latach 90-tych ub. wieku przeobrażenia demograficzne spowodowały przede wszystkim przesunięcie najwyższej płodności kobiet z grupy wieku 20-24 lata do grupy 25-29 lat (p. wykres 4), a także znaczący wzrost płodności w grupie wieku 30-34 lata, który - w głównej mierze - jest realizacją „odłożonych” urodzeń. W konsekwencji nastąpiło podwyższenie (szczególnie w okresie minionych 10 lat) mediany wieku kobiet rodzących dziecko, która w 2010r. wyniosła 28,6 lat wobec 26,1 w 2000 r. Zwiększył się także - do 26,6 lat, tj. o prawie 3 lata - średni wiek urodzenia pierwszego dziecka (w 2000 r. wynosił 23,7 lat). 

    Zmieniła się też struktura poziomu wykształcenia matek. W 2010 r. - w stosunku do
    początku lat 90-tych - odsetek matek z wykształceniem wyższym wzrósł prawie           7-krotnie, tj. z 6% do ponad 40% (w 2000 r. wynosił ponad 13%). Natomiast 3-krotnie zmniejszył się odsetek kobiet z wykształceniem podstawowym i bez wykształcenia - z 18% do niespełna 6% (w 2000 r. wynosił ponad 14%). Odsetek młodych matek z wykształceniem średnim nie zmienił się istotnie na przestrzeni ostatnich 20 lat i wynosi ok. 35%.
    Obserwowane zmiany to efekt wyboru, jakiego coraz częściej dokonują ludzie młodzi
    decydując się najpierw na osiągnięcie określonego poziomu wykształcenia oraz stabilizacji ekonomicznej, a dopiero potem (około 30-tki) na założenie rodziny oraz jej powiększenie.
    Więcej: Podstawowe informacje o sytuacji demograficznej Polski w 2011 roku

    Jak byłam mała to myślałam, że mama urodziła mnie stosunkowo późno. Miała wtedy 26 lat. Śmiech na sali. Późno? No, a kiedy miała mnie urodzić podczas studiów? W dodatku jestem druga w kolejce. Mój ojciec miał wtedy 27 lat, no po prostu stał nad grobem. No cóż jako dziecko takie miałam wyobrażenie o życiu. Już pod koniec studiów, zaczęłam kminić, że wcale to tak mnie mama późno nie miała. Ledwo wyszła z ławki weszła w pieluchy. Masę pieluch. Od siostry dzieli mnie tylko rok i 3 miesiące.

    Tu rodzi się pytanie jak określić wiek, w którym ja urodziłam? Bardzo późno? Spóźnione macierzyństwo? Czaruję. Nic, a nic mnie nie obchodzi czy to wczesne czy późne macierzyństwo. Dla mnie w odpowiednim czasie. No może przesunęłaby je w przód o 4, 5 lat, ale nie wceśniej. Tak po prostu jestem skonstruowana.

    Pogratulowałam koleżance, że zostanie babcią, bo dziecko nieszczęściem nie jest, trzeba się cieszyć i trzymać kciuki, żeby wszystko było ok. Ale to zupełnie nie moja bajka.





    poniedziałek, 3 lutego 2014

    In vitro - finansować, czy nie finansować?


    In vitro - finansować, czy nie finansować z środków publicznych?


    Myślałam, że mam to już za sobą, ale mnie ruszyło. Przeczytałam na jednym z blogów mam, że nie zdecydowałaby się nigdy na in vitro. Ok, każdy żyje i robi wszystko według własnego uznania. Ciekawe tylko, co by zrobiła, gdyby była w grupie 15 000 par, o której wspomina Ministerstwo Zdrowia w Programie leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego na lata 2013-2016.pdf. Ale nie o to mi chodzi.

    i spółka; In vitro - finansować, czy nie finansować z środków publicznych?

    Autorka bloga dodała, że jej zdaniem, jeśli już, to każdy powinien finansować zabieg we własnym zakresie.

    To mnie ruszyło. Nie, to za mało. Szlak mnie jasny trafił.

    Co miesiąc zabierana jest z mojej pensji wysoka składka zdrowotna, z której totalnie nie korzystam. Do stomatologa, ginekologa, okulisty i ortopedy chodzę prywatnie.

    Do lekarza pierwszego kontaktu zaczęłam chodzić dopiero wtedy, gdy na zdjęciu płuc lekarz stwierdził ślady po niewyleczonym zapaleniu płuc. Nie wiedziałam, że w ogóle przechodziłam. No, ale wszystko było ważniejsze niż własne zdrowie.

    Za pieniądze, które mi zabrano przez wszystkie lata mojej pracy zawodowej mogłabym opłacić kilka zabiegów.

    Ale nie. Za zarobione przeze mnie pieniądze ktoś wyleczył sobie przysłowiowy WRZÓD NA DUPIE, np. zawodowy bezrobotny. 






    niedziela, 2 lutego 2014

    Nie wiem czy nie powinnam się obrazić


    Już piszę, dlaczego. Przed chwilą wydałam okrzyk radości, że jestem genialna, bo wpisałam coś w kod html i zadziałało. Mój ślubny na mój okrzyk, zareagował śmiechem. Dodał, że to niesamowite, że ktoś niemający bladego pojęcia o html'u, niby to ja, grzebiąc w kodzie, na zasadzie prób i błędów jest w stanie go modyfikować.
    Właśnie się zastanawiam, czy nie powinnam się obrazić za tak małą wiarę w moje umiejętności. Przede mną zmiana czcionek i coś mi się wydaje, że nie pójdzie mi tak łatwo. Jakoś tak dziwnie w tym szablonie pozapisywali niektóre rzeczy.

    Dam radę jakem Monika KB. No, chyba, że nie dam rady.
    Pamiętnik Matki Wariatki; Modyfikacja kodu html






    sobota, 1 lutego 2014

    Piłka najlepszym przyjacielem jest

    Bardzo mamusię i tatusia cieszy, że ich synek spośród wszystkich zabawek najbardziej upodobał sobie piłki. Wiadomo chłopak i piłka to jest coś. Jak na razie zaobserwowaliśmy, że nadawałby się na szczypiornistę, lub koszykarza. Ten rzut, chwyt i kozioł. Wow. Teraz bycie szczypiornistą to jest coś. Jeszcze kilka lat temu jak nasi panowie nie odnosili sukcesów wiele osób nie wiedziało, co to za dyscyplina sportu. Dla niewtajemniczonych po prostu piłka ręczna. Dla wielu pewnie przez zajęcia wychowania fizycznego znienawidzona. Co dziwne ja lubiłam stać na bramce, tatuś wręcz przeciwnie. Ja lubiłam, bo na samym początku broniłam wszystkie piłki, wraz z zmasowanym atakiem coraz mniej, tatuś nie lubił, bo w ich klasie był wyczynowy zawodnik, który mógł uszkodzić osobę stojącą na bramce.
    Z biegiem czasu widzimy, że kopa też ma całkiem, całkiem, ale dopóki sam nie będzie chodził trudno stwierdzić.

    Jak się nie trudno domyślić mamy całe spektrum piłek.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Jeśli jadąc do rodziny zabieramy któreś ze sobą to pakując się do domu odliczamy wszystkie czy czasami którejś nie zapomnieliśmy. Na zdjęciu u góry już kilku brakuje. Nie wiem krasnoludki z nami mieszkają czy co?

    W pewnym momencie dostałam zalecenie, żeby kupić Puciunkowi piłkę z kolcami, celem ćwiczenia chwytu. Jak na złość nigdzie ich nie było. Były tylko jeżyki, ale jeżyk to nie piłka. W końcu na nic nie licząc znalazłam jedną na dziale z artykułami dla zwierząt. Później dostaliśmy jeszcze 4 w prezencie, dedykowane już typowo dla dzieci. Są miększe niż te dla zwierząt, ale małemu to w niczym nie przeszkadzało. Świetnie sprawdzają się w praniu. Ostatnio nie zauważyłam, że mały podrzucił mi jedną do pralki.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Kolejne piłki polecane przez fizjoterapeutów to szmaciane, które daje się łatwo chwycić. Materiał nie powinien przylegać ściśle do wypełnienia. To, że mamy akurat te poniżej to przypadek, dostaliśmy je po innych dzieciach.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Bardzo fajne, są piłki jak poniżej. Polecam zwłaszcza tę większą. Kiedyś przyuważyłam, że dziewczyna przypięła taką piłkę, ale w mniejszym rozmiarze do wózka tak, że dziecko podczas jazdy mogło się nią bawić. Oczywiście jak ja chciałam kupić to były tylko takie duże. Jak się okazuje super, że się właśnie tak stało. Mały bardzo ją lubi.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Znęca się nad nią ile wlezie.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Małe, plastikowe świetnie nadają się do rzucania, chwytania, walenia we wszystko, co się da, najlepiej schody. Walenia nie pukania, bo zazwyczaj towarzyszy tej czynności mina jak powyżej. Są najbardziej upierdliwe, je najchętniej chowają krasnoludki. A to pod schodami, tapczanem, za telewizorem.  

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    Nie mielibyśmy ich gdyby nie chodzik, żyrafa i pudełko z wyciętymi kształtami, ale o nich kiedy indziej.

    Pamiętnik Matki Wariatki; Piłka jako najlepsza zabawka dla dziecka

    I na koniec kulka styropianowa. Wyobraźnia dziecka nie zna granic.