Inspiracje - pokój dla chłopca

Franek coraz więcej czasu spędza w swoim pokoju. Czas pomyśleć o jego urządzeniu.

Grecja moja miłość

Nie jest tajemnicą, że lubię Grecję. Wręcz uwielbiam. Moja miłość do tego kraju nie ma logicznego...

Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł...

Szczęśliwi Ci, którzy odkryją pasję swojego życia. Szczęśliwi Ci, którzy mają wsparcie najbliższych w realizacji swoich pasji.

Tablica kredowa krok po kroku

Pomału, krok po kroku urządzamy pokój Franciszka. Problem w tym, że ogólna koncepcja jego aranżacji cały czas ewoluuje.

Pop up restaurant. Co proszę?

Ostatnio pozazdrościłam koleżance jej własnej knajpy, po tym jak na jej profilu społecznościowym zobaczyłam zaproszenie do Polka Bistro.

czwartek, 31 lipca 2014

Fotelik rowerowy poszedł w ruch

Czuję się, jak młody Bóg. Jednak nie ma to, jak wysiłek fizyczny. Od razu chce się żyć. A wystarczyło zakupić fotelik rowerowy dla Franka.

W dodatku okazuje się, że jak skończą robić wały to w najbliższej okolicy będziemy mieli dwie fantastyczne ścieżki rowerowe. Jedna z nich to właśnie system wałów, który połączy nas z centrum Wrocławia. Czekamy na ich otwarcie z niecierpliwością. W końcu nie będzie problemu z mijaniem ludzi nadjeżdżających z naprzeciwka, w szczególności kobiet w wieku 60+, które za nic mają prawa i bezpieczeństwo innych. Sama kiedyś, jak oczywiście dożyję, będę kobietą w tym wieku, ale zauważyłam na różnych przykładach, że im po prostu w tym wieku odwala.

Ale to jest przyszłość. Niedaleka, ale jednak przyszłość. Na chwilę obecną mamy piękną 8,5 km trasę łączącą Wrocław Wojnów z Wschodnią Obwodnicą Wrocławia. Trasa cud - miód. Prawie na całym odcinku szeroka, jak pas drogi, nie ma problemu z mijaniem. Małżonek twierdził, że to tak z 3 km. Wydawało mi się, że jednak więcej i faktycznie od naszego domu do ronda to w jedną stronę 8,5 km. Nie zrobiliśmy dzisiaj całej trasy, bo jednak nogi nie te, ale po powrocie przejechaliśmy się jeszcze po dzielnicy.

Franek zachwycony. Fotelik widocznie mu podpasował. Nie obiecuję, ale może uda nam się jutro mała przejażdżka tylko we dwójkę. Tylko mama i syn. Ach...





wtorek, 29 lipca 2014

Inspiracje - półka na książki w pokoju dziecka

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.Pokój Franciszka pomału nabiera charakteru. Po tablicy kredowej nadszedł czas na półki na książki. Nie takie zwykłe półki, ale półki, które pozwolą na ciekawą, zachęcającą dziecko do czytania książek ekspozycję.

Co nam po półkach w pokoju dziecka, na których malec widzi tylko grzbiet książki. Można by rzec, co za marnotrawstwo talentu ilustratora. A przecież wiadomo nie od dziś, że piękne okładki mogą nas wspomóc w zakorzenieniu w dziecku potrzeby czytania i obcowania z książkami.

Może to jeszcze za wcześnie żeby o tym mówić, czy przesądzać, jak to będzie z Frankiem, ale wolę dmuchać na zimne i wykorzystać wszystkie dostępne sposoby do przekonania go, że czytanie jest cool.

Inspiracji szukałam w internecie. A oto efekt moich poszukiwań.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.

Monika i spółka; Pomysł na półki na książki w pokoju dziecka, które zapewnią ciekawą ekspozycję książek i zachęcą dziecko do czytania. Pomysł na aranżację pokoju dziecka.





niedziela, 27 lipca 2014

Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł...

Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.

Szczęśliwi Ci, którzy odkryją pasję swojego życia. 
Szczęśliwi Ci, którzy mają wsparcie najbliższych w realizacji swoich pasji.

Jedną taką szczęściarę znam osobiście. Jest nią moja najbliższa koleżanka ze szkoły podstawowej Monika.
         
Monika prowadzi bloga Kuchnia w Obiektywie - food photography oraz stronę http://mquispe.flog.pl/, na których prezentuje swoje prace z zakresu fotografii kulinarnej. Prawdziwe cudeńka. Niestety moim fotografiom daleko jeszcze do jej prac.


Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.

Zachwycona jej pracami poprosiłam Monikę o gościnny wpis na Monika ispółka. I oto jest. 
Kuchnia w Obiektywie - food photography to blog poświęcony głównie fotografii kulinarnej. Powstał z pasji do fotografowania i gotowania. Tak! Właśnie w takiej kolejności. Nie jestem zbyt wylewna stąd i na blogu jest przewaga zdjęć nad tekstem, ale taki był zamysł. Jednak z czasem zainteresowanie "lajkujących " wręcz zmusiło mnie do pisania krótkich postów tudzież przepisów. Nie da się ukryć, że opisy, komentarze i żarty znacznie ożywiają to miejsc.
Dzisiaj wpadł mi w ręce, a raczej w oczy post mojej koleżanki ze szkoły podstawowej.  Mało tego, koleżanki ze szkolnej ławy - Moniki. Chodziłyśmy razem chyba wszędzie ;). Zarzuciła mnie w nim  gradem pytań. A mianowicie: Skąd pomysł na fotografowanie  jedzenia? W jakim kierunku chciałabym się rozwijać? Z kim nawiązać współpracę? Udział w konkursach? Itd.
Biorąc  pod uwagę, że aktualna dieta jest w kolorze brązowego ryżu, pszennych otrębów, wody i garści owoców uznałam, że odpowiedzi na powyżej zadane pytania będą bardziej kolorowe.

O sobie słów kilka - fotografii początki

Żeby zacząć trzeba mieć aparat - chyba nikt nie ma, co do tego wątpliwości.  Widzicie na załączonym zdjęciu klasowym te wielkie futerały wiszące na naszych szyjach?:) 
Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.
To był ZENIT. ZENIT - pierwszy aparat  13- letniej wtedy dziewczynki, Aparat większości z nas. Robił dobre zdjęcia, aż do  momentu, gdy z jednych wakacji wróciłam bez zdjęć. Dlaczego? A no, dlatego, że mechanizm uszkodził kliszę przy jej zwijaniu. I to zadecydowało o kupnie nowego aparatu.
Dostałam od mamy, czy taty, już nie pamiętam, aparat firmy KODAK. Idealny, mały, szary, z wbudowaną lampą. Nie nacieszyłam się nim długo. Ukradli mi go. Gdzie? W Warszawie.  Płacz! Pojechałam do Zakopanego bez aparatu, bez rzeczy - okradziono cały samochód.  Ale nie ma tego złego.
Dostałam kolejny aparat, tym razem SOLIGOR. I ten aparat był świadkiem wielu pięknych chwil. Szkolnych wycieczek, biwaków, narodzin mojego syna, pierwszych wyjazdów rodzinnych, robił zdjęcia od morza do Tatr, za granicami kraju, był wszędzie. Aż w końcu w 2002 r. zamilkł. Nawet się nie zepsuł, po prostu przestał działać.
I znowu dostałam od mamy nowy aparat, znowu KODAK. Nie wiem, jak to się działo, że zawsze miałam jakiś aparat. Przecież w tej Warszawie ukradli mi masę rzeczy m.in. rakietę do tenisa, a jakoś nie dostałam nowej.
Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.
Aparatów było wiele, ale nikon skradł mi serce
Rowerem z Komunii jeździłam aż do 18 lat ;)  Nikt nie wpadł na to, że chcę nowy. Zegarek miałam jeden, jedno radio itp.itd. Ale aparat, ledwo się zepsuł, zgubił, cokolwiek, natychmiast pojawiał się następny. Aparaty miałam różne, od analogów po cyfrowe. Ale to Nikon rozkochał mnie w sobie na zawsze.

Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna. W 2005 r. firma Danone ogłosiła konkurs fotograficzny "Uśmiechasz się. Wygrywasz!". Po przeczytaniu tematu konkursu miałam przed oczami tylko jedno zdjęcie. Zdjęcie mojej córki zrobione przez mojego tatę. Wysłałam. I intuicja mnie nie zawiodła.
Zdjęcie zajęło  I miejsce i wygrało nagrodę główną, APARAT CYFROWY  HP. 
Wtedy opuścił mnie Bóg  i opętał diabeł...




Mała stylizacja.
Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.

Cóż się jednak nie robi, żeby uzyskać taki efekt!


Monika i spółka; Wtedy opuścił ją Bóg i opętał diabeł. Fotografia kulinarna.

To tylko mała wprawka umiejętności Moniki.
Osoby / firmy chcące nawiązać współpracę z Moniką mogą skorzystać z jej bogatej oferty fotografii kulinarnej.
 Jej oferta skierowana jest przede wszystkim do:

  • restauracji, hoteli – zarówno do menu i ofert, jak również do materiałów reklamowych i promocyjnych, również ze stylizacją otoczenia
  • producentów żywności – w celu przedstawienia oferty i wzbogacenia materiałów reklamowych
  • prasy, wydawców książek , kalendarzy – w celach ilustracyjnych i promocyjnych.
Możliwe są różnorodne warianty realizacji usługi w zależności od potrzeb Klienta i przeznaczenia fotografii. Mogą to być zdjęcia detalu bądź ogółu, zdjęcia stylizowane lub packshoty, zdjęcia samych potrwa lub również otoczenia.
Dysponuję bazą gotowych zdjęć, jak również realizuję zamówienia indywidualne, w tym przepisy na zamówienie.

Do każdego zdjęcia proponujemy starannie dobraną stylizację oraz dodatkowe informacje o potrawie.
Moje zdjęcia zrobione są z wyczuciem i ze smakiem!
W każde z nich wkładam całe serce.

Zapraszam do współpracy !
Wszystkie fotografie są mojego autorstwa. Kopiowanie, rozpowszechnianie i dokonywanie zmian bez zgody autora zabronione.

Fotografia kulinarna,fotografia produktowa, grafika komputerowa

Zapraszam do współpracy.

Kontakt: 

mquispe@wp.pl

Strony: 

Kuchnia w Obiektywie - food photography
http://mquispe.flog.pl/





czwartek, 24 lipca 2014

Mały buntownik? - krótki poradnik na trudne chwile.

Mały buntownik?

Od czasu do czasu nachodzi mnie taka myśl, matka dokształć się. Twoje dziecko dorasta, a Ty, co? Nic. A książki stoją, czekają. Wystarczy sięgnąć. Na szczęście, jak szybko mnie taka myśl nachodzi tak i odchodzi.

To nie jest tak, że pozjadałam wszystkie rozumy i wiem wszystko o rozwoju dziecka. Nie, nie. Taka dobra to ja jednak nie jestem;) Moje negatywne nastawienie do wszelkiego rodzaju poradników jest wynikiem lektury kilku z nich w okresie ciąży i pierwszych miesięcy życia Franka. Jeszcze, jak byłam w ciąży, nie mając pojęcia, co mnie tak naprawdę czeka rady w nich zawarte wydawały się mądre i pomocne. Do czasu. Do czasu, kiedy potomek pojawił się na świecie i razem z nim pierwsze obawy, pytania i problemy. Niestety pomimo ich lektury nie pozbyłam się obaw, nie uzyskałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a tym bardziej nie rozwiązałam piętrzących się problemów.

Wraz ze wzrostem Franka moje zainteresowania, z jaki kolor powinna mieć jego kupka przesunęły się w kierunku, co robić, żeby wspomóc jego rozwój intelektualny, ruchowy i emocjonalny. O ile chodzi o jego rozwój intelektualny i ruchowy mogę działać na czuja, bez szkody dla małego. Jeśli chodzi o jego rozwój emocjonalny niby też, ale chciałabym poznać techniki, które pomogą mi radzić sobie w trudnych sytuacjach. Nie ma ich znowu tak wiele, ale co się nie robi dla swojego dziecka. Niby mam w domu poradnik, który mógłby mnie wspomóc w tym zakresie, ale mój negatywny stosunek do poradników jako takich jest już na tyle duży, że zamiast treści widzę zły skład druku i inne niedociągnięcia.

Aż na "kochanym" Facebook'u zobaczyłam, dwie koleżanki rozmawiające jakimś niezrozumiałym dla mnie grypsem. Dopytałam, o co chodzi i dzięki temu odkryłam publikację Małgorzaty Musiał pt.: Mały buntownik? - Krótki poradnik na trudne chwile?. Powiem tak, jeśli jeszcze nie czytałyście, zróbcie to koniecznie. Najlepiej dajcie też do przeczytania najbliższym. 

Autorka wyjaśnia, że rozwój emocjonalny dziecka nie jest równomierny, przebiega cyklicznie, stąd jak dobrze nam znane stwierdzenie, a było już tak dobrze. Wyjaśnia, że zachowanie dziecka w chwilach burzy nie jest skierowane przeciwko nam, rodzicom, jest tylko wynikiem braku umiejętności radzenia sobie z własnymi emocjami. To my jako dorośli musimy wspomóc dziecko w tym zakresie. Stać przy nim, żeby we właściwym momencie podjąć odpowiednie kroki. 

Jestem bardzo zadowolona, że trafiłam na ten poradnik. Miło jest czasami połechtać swoją dumę stwierdzeniem, że bez praktycznego przygotowania intuicyjnie postępowałam tak, jak podpowiada poradnik. Zrozumiałam też, że skoki nastroju Franka będą nam towarzyszyć przez kilka następnych lat. Jak więc ważne jest radzenie sobie w takich chwilach. Co ważne dzięki poradnikowi będę większą uwagę przykładać do obserwacji Franciszka, żeby zamiast uspakajać, nie dopuszczać do eskalacji negatywnych emocji. 

"Małego buntownika" polecam gorąco małym leniuszkom. Znajdą w nim niezbędną wiedzę, jak radzić sobie z dzieckiem w trudnych chwilach, którą w ramach możliwości będą mogły w przyszłości poszerzyć. Ale, jak dla mnie nie jest to warunek konieczny.





wtorek, 22 lipca 2014

Paulo Coelho - Zdrada

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Chodziłam, smęciłam. Kupić, czy nie kupić? Oto jest pytanie. Przeczekałam największą chcicę i ostatecznie pożyczyłam ją od kuzynki.

To właśnie od mojej kuzynki pożyczyłam pierwszą książkę Paula Coelho. Nie pamiętam już, co to było, ale od tamtej chwili moja miłość do powieści tego autora jest stała. Chociaż muszę powiedzieć, że jeszcze jedna taka jak Zdrada, to chyba zrobię skok w bok, jak jego bohaterka.

Już dawno nie czytałam książki, którą miałam ochotę rzucić w kąt i sięgnąć po inną. Wytrwałam, ale należy mi się za to order.

Już sam opis na książce nie wzbudził mojego zachwytu, ale pomyślałam, że to przecież Coelho. Na pewno jest w niej drugie dno.

Żadnego drugiego dna nie znalazłam.  Chyba, że Coelho z nas zadrwił i na przykładzie głównej bohaterki Lindy pokazał nam, że ludzie sami są sobie wrogami. Ale po kolei.

Główna bohaterka jest zamożną, spełnioną zawodowo kobietą, kochaną i kochającą żoną, matką dwójki dzieci. Wydawałoby się, że ma wszystko, co jest do szczęścia potrzebne. Niestety przewidywalność następujących po sobie dni wpędza ją w depresję. 

Ja to rozumiem. Rozumiem, że nie ma znaczenia, czy jesteś biedny, bogaty, jesteś samotny, masz wspaniałą rodzinę, jesteś bezrobotny, masz satysfakcjonującą pracę, jesteś kochany, czy żyjesz sam. To wszystko nie ma znaczenia, gdy, coś cię uwiera, gdy czujesz, że czegoś ci brak. Prawie każdy to przechodzi.  Problem polega na tym, że w Zdradzie Coelho nie dość jasno to wyjaśnił. Nie wierzymy w pobudki głównej bohaterki.

W książce widzimy niestabilną emocjonalnie kobietę w średnim wieku, 31 lat. Już to, że Linda tak o sobie myśli jest po prostu śmieszne. Może ma to utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że z jej stanem emocjonalnym nie jest dobrze. Nie utwierdza i nadal śmieszy. Kobietę, która tak naprawdę nie wie, co mogłoby ją wyrwać z ogarniającej apatii. Do momentu, kiedy przeprowadza wywiad z młodzieńczą miłością i stwierdza, że tak to jest to. Nowa miłość, nowe doznania erotyczne, to jest to, czego potrzebuje. 

Banał. Banalnie opisany. W skrócie. Jest kobieta znudzona życiem, która stwierdza, że się zakochała. Mężczyzna się opiera, ona nie daje za wygraną. Okazuje się, że trafia na mężczyznę, który sam nie jest święty i daje się skusić. On ją wykorzystuje. Rozładowuje swoje żądze nic nie dając w zamian. Wbrew logice ona przychodzi po więcej. 

Dla mnie po prostu nudy. Dłużyzna, którą można by skrócić, co najmniej o połowę, jeśli nie więcej, bez szkody dla fabuły. Co dziwne, mimo, że sama miałam chwile zwątpienia nie czuję do Lindy sympatii. Widzę w niej kobietę, która szuka dziury w całym. Jest egoistką skupioną tylko na własnych potrzebach, która szuka mocnych wrażeń poza związkiem, gdy w tym samym czasie jej własny mąż przeżywa to samo, co ona. Kocha Lindę, ale pamięta, że nie tak miało wyglądać jego życie. Miał marzenia, które poświęcił na ołtarzu małżeńskiej miłości.

Pomijając wszystko, może i banał, ale jakże prawdziwy. Mając wszystko, dosłownie wszytko, co mogłoby się wydawać potrzebne do szczęścia to często za mało by być szczęśliwym. Bez pasji, bez celu i wizji dalszego życia jesteśmy narażeni na apatię i napady depresji. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy w naszych planach nie ma miejsca na rozwój własny oraz poszerzanie i rozwój własnych pasji. Gdy nasze plany na przyszłość ukierunkowane są tylko na zapewnieniu szczęścia innym. Co najsmutniejsze robimy to dobrowolnie w imię ogólnie pojętego dobra. Zapominając o uszczęśliwieniu najważniejszej osoby w naszym życiu. Siebie. 





niedziela, 20 lipca 2014

Moje najlepsze wakacje w życiu - część I

Monika i spółka; Moje najlepsze wakacje w życiu. Kolonia w Dziwnowie, wczasy w Bułgarii, w Bałcziku i podróż do Turcji, do Istambułu.
To były niezapomniane wakacje. Prawie dwa miesiące poza domem, z małymi przerwami na przepakowanie i zorganizowanie niezbędnych dokumentów. Nie wiem, czy obecni czternastolatkowie podzieliliby moje zdanie, ale co mi tam. Oni nie wiedzą, co dobre.

Zaczęło się od koloni, notabene pierwszej w moim życiu. Nie wiem skąd u rodziców pomysł, żeby w tak "zaawansowanym" wieku wysłać mnie na kolonię. O tyle dobrze, że kolonia była nad polskim morzem, a dokładnie w Dziwnowie. Pewnie chcieli mieć trochę czasu dla siebie.

Z moją siostrą nie mieli problemu. Ona, jako wyczynowy sportowiec (akrobatyka sportowa) spędzała część wakacji na obozach sportowych. Swoją drogą muszę ich spytać, co ja robiłam w tym czasie. Na pewno nie byłam wtedy u dziadków. Mimo, że moi dziadkowie mieli dom z ogrodem nie byłam u nich miłym gościem. Z czego się bardzo cieszyłam;) Jak już doszli do wniosku, że mogłabym trochę u nich pobyć, podziękowałam im grzecznie i odmówiłam. Nawet próba przekupstwa przez mojego ojca nie zmieniła mojego zdania. O dziwo, nie naciskał. Wiedział, że w niektórych sytuacjach lepiej ze mną nie zaczynać;)

Po Dziwnowie, a właściwie już w trakcie pojechałam z kuzynką, ciocią i jej znajomą na wczasy do Bułgarii. Do Bałcziku. Dlaczego napisałam, że już w trakcie pobytu w Dziwnowie? Okazało się, że muszę wyjechać z kolonii przed datą jej zakończenia. Cierpiałam z tego powodu;) Jak teraz wspominam ten wyjazd to mam łezkę w oku. Istny odlot. Po powrocie z wypiekami na policzkach opowiadałam rodzicom, co tam robiłyśmy. Chyba nie byli zadowoleni. Ja bym nie była. Myślę, że wtedy zobaczyli mnie w innym świetle;) Chociaż, jak przeczytałam ostatnio, co czternastolatki robią na zagranicznych obozach, to moja historia to nudy. Ale o tym innym razem.

Na dobicie po powrocie z Bułgarii pojechałam z rodzicami, siostrą i kuzynką do Turcji. To był istny maraton. Po powrocie z Bułgarii prawie natychmiast wsiadłyśmy z kuzynką w pociąg do Piły, gdzie od razu przechwycono nasze paszporty. Okazało się, że jeszcze tego samego dnia pojechały do konsulatu (chyba to był konsulat). Odebrałyśmy je będąc już w drodze do Turcji. Jak teraz pomyślę to było istne wariactwo, ale logistyka trzeba przyznać znakomita. Cały wyjazd zajął nam 17 dni. Nie wspomniałam, że to była wycieczka autokarowa. Tak naprawdę nie wycieczka, a zorganizowany wyjazd pięciu rodzin. Pięć rodzin przez 17 dni w jednym autokarze. Prawdziwy cygański tabor lub wioska hipiska. Teraz nie wiem, czy zdecydowałabym się na coś takiego drugi raz. Chociaż z doświadczenia wiem, że już na drugi dzień czułabym się jak ryba w wodzie. Pytanie tylko, czy zebrałoby się pięć rodzin, które na tyle się lubią, lub tak wyluzowanych żeby spędzić razem tyle dni i nocy i nie zwariować.

CDN...








Uwaga zmieniam szerokość posta. Jak w bloggerze zmienić szerokość posta, nagłówka i menu głównego?

Czasami mam wrażenie, że diabeł szepcze mi do ucha. Tak chyba było i tym razem. Tylko, że tym razem wiem kto się w niego wcielił. Mój diabełek ma na imię Ula.

Ula poprosiła mnie o pomoc przy zmianie szerokości posta. Od razu zakiełkowała mi w głowie myśl, żeby zmienić szerokość posta na moim blogu. No i zaczęło się. Zadziałał efekt domina. Czasami dobrze byłoby się zastanowić, czy warto cokolwiek ruszać. Ale zaczęłam o tym myśleć, jak już zabrnęłam za daleko.

Jak powiedziałam A trzeba było powiedzieć B. Ostatecznie zmiana szerokości posta wymusiła zmianę szerokości całego bloga, szerokości nagłówka, menu, pokazu slajdów, samych slajdów oraz szerokości stopki. Ponadto musiałam zmienić ułożenie like button'a po czytaj dalej, ustawienia w gadżecie Zobacz również oraz zmienić odległość między kolejnymi postami. Wszystko byłoby w porządku gdyby mój komputer nie był chodzącym trupem, który dożył wczoraj swojego żywota.

Nie ukrywam, że jeśli chodzi o HTML'a to działam na totalnego czuja. Ale do brzegu;)

1. Zmiana szerokości całego bloga, nagłówka i menu głównego.

Chcąc zmienić szerokość posta wiedziałam, że muszę zacząć od zmiany szerokości całego bloga.
Przeszłam więc do Szablon, do Edytuj kod HTML.


Poszukałam fragmentu kodu <b:skin>...</b:skin> i go rozszerzyłam.

Znalazłam fragment kodu opisujący ramy zewnętrzne mojego bloga.


Szukajcie w kodzie zapisów z największą liczbą px, a na pewno traficie. W moim przypadku miałam 960px, które zamieniłam na 1060px. Dlaczego 1060px? Traf. Pomyślałam, że rozpocznę od powiększenia szerokości o 100px i zobaczę, czy taka szerokość będzie mi odpowiadała. Ostatecznie pozostałam przy 1060px.

Po rozszerzeniu ram zewnętrznych mój blog się rozjechał, dlatego szybko przystąpiłam do dalszych zmian.

Znalazłam fragment kodu opisujący nagłówek.


Było 960px, które zmieniłam na 1060px.

Ostatnie, co musiałam zmienić to szerokość menu głównego. Robiłam to dosłownie wczoraj i dzisiaj, jak kamień w wodę, nie mogłam znaleźć, co zmieniłam, że zadziałało. Okazało się, że zmiany wprowadziłam na pałę. Znalazłam w kodzie ostatni zapis: 960px i zamieniłam na 1060px. Okazało się, że to było to.


2. Zmiana szerokości posta

Zwiększyłam układ bloga o 100px, wobec czego mogę rozszerzyć posta o taką samą wartość. Ja tak zrobiłam, ale tak naprawdę zamiast posta można rozszerzyć pasek boczny lub podzielić tę wartość pomiędzy posta i pasek boczny. Robiłam wprawki, dlatego ostatecznie rozszerzyłam tylko samego posta. Na razie;)

Znalazłam odpowiedni fragment kodu.


Gdzie:


określa szerokość posta. Było 615px, które zmieniłam na 715px.

Jeśli chcecie zmienić szerokość paska bocznego to musicie znaleźć poniższy kod.


3. To jeszcze nie koniec. Następnie dostosowałam szerokość pokazu slajdów i samych slajdów.


fp  - slider odpowiada za szerokość pokazu slajdów. Zmieniłam 615px na 715px.
fp - slides odpowada za szerokość slajdu. Zmieniłam 615px na 715px.

4.  Na końcu zmieniłam szerokość pojedynczego paska stopki.


Było 300px zmieniłam na 333px. Trzy paski, czyli 100px : 3 wyszło mi 33,3(3) px ;)


5. Zmiana w gadżecie Zobacz również.

Po rozszerzeniu posta znalazło się miejsce na jeszcze jeden powiązany post, dlatego postanowiłam zmienić ich liczbę z 7 na 8.

Jak dodać gadżet Zobacz również i ustawić liczbę powiązanych postów poczytajcie tutaj.

6. Zmiana odległości pomiędzy postami i pomiędzy tekstem czytaj więcej, a like button'em.

Powyższe zmiany wprowadziłam poprzez zastosowanie zapisu <br/> w odpowiednich miejscach kodu HTML.

I to już koniec.

Na chwilę obecną kończę ze zmianami.





piątek, 18 lipca 2014

Tablica kredowa krok po kroku

Monika i spółka; Tablica kredowa krok po kroku. Jak krok po kroku zrobić tablicę kredową używając naklejek tablicowych. Naklejka tablicowa w pokoju dziecka.
Pomału, krok po kroku urządzamy pokój Franciszka. Problem w tym, że ogólna koncepcja jego aranżacji cały czas ewoluuje. Jest tyle możliwości, taki wybór mebli i dodatków, że można stracić rozeznanie. Dlatego zaczęliśmy od elementów wystroju, co, do których nie miałam wątpliwości. Jednym z nich była tablica kredowa.
Wiedziałam, gdzie ma być i jak ma wyglądać. To już coś. Zastanawiałam się tylko, jaką techniką ją wykonać, o czym pisałam tutaj.

Ostatecznie uznałam, że najprostszym i najszybszym rozwiązaniem będzie zakup naklejek tablicowych. I tak też zrobiłam.

Do wykonania tablicy kredowej o wymiarach 206 cm x 110 cm zużyliśmy:

  • 3 rolki naklejki tablicowej o wymiarach 45 cm x 200 cm
  • 2 listwy przypodłogowe MDF
  • białą emalię akrylową
  • pędzel
  • klej uniwersalny
Monika i spółka; Tablica kredowa krok po kroku. Jak krok po kroku zrobić tablicę kredową używając naklejek tablicowych. Naklejka tablicowa w pokoju dziecka.

1. Zaczęliśmy od przyklejenia naklejek tablicowych.

Ze względu na wymiary tablicy przyklejaliśmy naklejki w dwie osoby. Tak też radzę. Ponieważ nasza tablica ma mieć szerokość 206 cm przyklejaliśmy pasy poziomo. Jak nabierze się wprawy idzie szybko i łatwo. Żadnych strat nie ponieśliśmy.

Monika i spółka; Tablica kredowa krok po kroku. Jak krok po kroku zrobić tablicę kredową używając naklejek tablicowych. Naklejka tablicowa w pokoju dziecka.

2. Następnie pomalowaliśmy listwy MDF emalią akrylową, przycieliśmy pod wymiar i za pomocą kleju uniwersalnego przykleiliśmy do ściany.

Końcowe dzieło wygląda tak.

Monika i spółka; Tablica kredowa krok po kroku. Jak krok po kroku zrobić tablicę kredową używając naklejek tablicowych. Naklejka tablicowa w pokoju dziecka.


Monika i spółka; Tablica kredowa krok po kroku. Jak krok po kroku zrobić tablicę kredową używając naklejek tablicowych. Naklejka tablicowa w pokoju dziecka.

Uwagi. Niestety kreda pozostawia ślady na naklejce tablicowej. Po jej wytarciu, nadal widzimy, co mały artysta namalował przedtem. Co prawda wgłębienia widzimy, jak podejdziemy pod samą tablicę, ale zawsze. Ciekawe, co będzie dalej, po wielokrotnym użyciu. Niestety dowiemy się o tym dopiero za jakiś czas.
Producent napisał prawdę. Naklejkę można łatwo odkleić i ponownie przykleić, co jest bardzo ważne przy naklejaniu pasów dwumetrowej długości. Nie obędzie się bez poprawek.

Uwagi 28.09.2014: W wyniku spadku temperatury włączył nam się piec, co spowodowało częściowe zniszczenie tablicy. Pasek naklejki wybrzuszył się i rozciągnął, tak, że nie da się go ponownie przykleić. Zdjęcie wkrótce.





czwartek, 17 lipca 2014

Co zrobić ze starym telewizorem?

Monika i spółka; Lista miejsc, gdzie za darmo można oddać stary sprzęt AGD i RTV, zużyte baterie, stare lekarstwa i termometry rtęciowe, elektrośmieci.
Franek w prezencie od dziadka dostał nowy telewizor. Tak naprawdę dziadek zlitował się nad rodzicami, którzy dopóki nie kupią swojego, mogą korzystać z telewizora Franka. Czyli znając nas, jakieś następne 9 lat.

No dobrze, ale w takiej sytuacji pojawia się pytanie, co zrobić ze starym telewizorem?

W ramach obowiązującego prawa, nie możemy wyrzucić zużytego sprzętu elektronicznego i elektrycznego do śmietnika, lecz musimy go oddać do punktu zbiórki elektrośmieci.

Grzywna za porzucenie starej lodówki przed domem lub wywiezienie jej do lasu wynosi od 20 zł do 5000 zł. 

Skoro stary telewizor to elektrośmieć, co więc z nim zrobić?

Okazuje się, że kupując np. nową lodówkę, czy pralkę  możemy oddać w sklepie nasz stary sprzęt. Ponadto znalazłam dwie strony, na których jest lista miejsc, w których bezpłatnie możemy pozbyć sie baterii, termometrów rtęciowych, starego sprzętu AGD i RTV, czy lekarstw.

http://www.elektroeko.pl/oddaj_nam_swoj_ZSEE/68,baza.html
http://elektrosmieciwsieci.pl/mapa

Ja już znalazłam punkt, w którym oddam telewizor. Wykonałam też kontrolny telefon, żeby potwierdzić, czy dane na stronie są aktualne. Okazuje się, że tak. Stary gracie bye, bye.

Monika i spółka; Lista miejsc, gdzie za darmo można oddać stary sprzęt AGD i RTV, zużyte baterie, stare lekarstwa i termometry rtęciowe









środa, 16 lipca 2014

Siódma rocznica ślubu

Tak, to już siedem lat. Chciałoby się napisać siedem lat minęło, jak jeden dzień, ale nie do końca byłaby to prawda. Po drodze mieliśmy lepsze i gorsze dni. 

Przetrwaliśmy. I, aż nie chce się wierzyć, że od sakramentalnego tak minęło już tyle lat. 

Pamiętny dzień 14.07.2014. Upalne, parne lato. Od tego dnia w naszym kalendarzu pojawiła się jeszcze jedna data warta upamiętnienia. To 8.03.2013 narodziny naszego Spenia, alias Franciszka.

Można uznać, że to trochę mało, jak na siedem lat, ale nam w zupełności wystarczy. Chociaż nie pogniewalibyśmy się o więcej takich dat w naszym kalendarzu. No bez przesady, jeszcze jedna w zupełności by wystarczyła;)

Zastanawiałam się, jak nazywa się siódma rocznica ślubu. Nigdy takimi rzeczami się nie interesowałam, ale wraz z powiększającą się liczbą lat pożycia małżeńskiego moja ciekawość wzrastała. Byłam ciekawa, czy nazwa jest adekwatna do wysiłku jaki trzeba włożyć żeby związek dotrwał do konkretnej rocznicy. I co się okazuje siódma rocznica to rocznica wełniana lub miedziana. Zdecydowanie bardziej pasuje miedziana;)

Rocznice ślubu

Pierwsza - papierowa
Druga - bawełniana
Trzecia - skórzana
Czwarta - kwiatowa lub owocowa
Piąta - drewniana
Szósta - cukrowa lub żelazna
Siódma - wełniana lub miedziana
Ósma - spiżowa, brązowa lub blaszana
Dziewiąta - gliniana lub generalska
Dziesiąta - cynowa lub aluminiowa
Jedenasta - stalowa
Dwunasta - płócienna, jedwabna lub lniana
Trzynasta - koronkowa
Czternasta - kości słoniowej
Piętnasta - kryształowa lub szklana
Dwudziesta - porcelanowa
Dwudziesta piąta - srebrna
Trzydziesta - perłowa
Trzydziesta piąta - koralowa
Czterdziesta - rubinowa
Czterdziesta piąta - szafirowa
Pięćdziesiąta - złota
Pięćdziesiąta piąta - szmaragdowa lub platynowa
Sześćdziesiąta - diamentowa
Sześćdziesiąta piąta - żelazna
Siedemdziesiąta - kamienna
Siedemdziesiąta piąta - brylantowa
Osiemdziesiąta - dębowa





niedziela, 13 lipca 2014

Słodkie lenistwo

Nie ma jak weekend. Jesteśmy tylko my i Franek. Nie ma żadnego muszę, powinnam.
Po prostu słodkie lenistwo.

 

O, babcia nas odwiedziła.

Mały lodzik dla ochłody.



Kurki, kurki, gdzie wy?

 Okazuje się, że kamyczki są wszędzie.