poniedziałek, 20 stycznia 2014

Tuczyć, tuczyć i jeszcze raz tuczyć


Tak jak przypuszczałam wysoka temperatura małego nie była tzw. trzydniówką. Pani doktor nie odniosła się, co prawda do przebytej przez niego choroby sprawdziła tylko czy z uszkami i gardłem jest wszystko w porządku. Przy okazji wizyty zważyła Franciszka. Powiem krótko i na temat. Totalna porażka.

i spółka; Poniżej 3 centyla

Okazuje się, że mały obrał kierunek odwrotny od zamierzonego i zamiast przybierać na wadze schudł. Znowu jest poniżej 3 centyla. Dostaliśmy po raz kolejny skierowanie na badania laboratoryjne. Muszę tylko rozeznać gdzie je najlepiej zrobić. Dostaliśmy skierowanie do konkretnego laboratorium, ale po poprzednim razie na pewno tam już z małym nigdy nie pójdziemy. Zapomniałam spytać lekarki, dlaczego jeszcze nie zmienili laboratorium.

Trudno, żeby przybierał na wadze skoro wszystko, dosłownie wszystko jest ciekawsze od jedzenia. Tak po prawdzie to chyba nie przybrał na wadze przez nasz 2 tygodniowy pobyt u moich rodziców. Nie żebyśmy go głodzili, ale wszystko tam było TAKIE interesujące. Tylko w jeden dzień tak naprawdę zjadł jak człowiek. Ale wtedy byliśmy tylko on, ja i talerz z jedzeniem. Nie było dziadka, który spacerował po ogrodzie i nagle pukał w szybę do wnuczka = koniec jedzenia. Nie było babci, która przechodząc korytarzem uśmiechała się do wnusia = koniec jedzenia. Nie było taty, który był atrakcją samą w sobie. Nie było psa, który, leżał, przeciągał się, żył = koniec jedzenia. Nie było kotków za oknem = koniec jedzenia.
Ponadto mały zrobił tam duży skok ruchowy. Zaczął śmigać po schodach. Wszelkie przeszkody przestały być dla niego problemem. Stawać wszędzie gdzie się dało. Trochę energii na to poszło. Pisząc te słowa patrzę jak próbuje wdrapać się na pudło, którym zagrodziliśmy mu dostęp do kabli. Wczoraj raz udało mu się podciągnąć kolano, na szczęście jeszcze pupa za ciężka.

Wysoka gorączka, którą ostatnio dostał też nie sprzyjała dobremu apetytowi. To wszystko pięknie, ale badania kontrolne trzeba zrobić.

Teraz na szczęście dochodzimy już do ładu z jedzeniem. Mały potrafi się wydrzeć, że za wolno przygotowuję posiłek. Będzie żył.





5 komentarzy:

  1. u nas dalej z jedzeniem na bakier, ale robimy postępy. Trzymam kciuki za was!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, jak świat taki interesujący, to i od jedzenia odciąga :) Dobrze, że zaczął się domagać jedzonka! Trzymam kciuki, żeby wszystko wróciło do normy!

    www.misjamacierzynstwo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję dziewczyny. Już lepiej. Niewiarygodne jak wszystko może się tak szybko zmienić. Teraz boję się, że pęknie. Podejrzewam, że brak apetytu miał coś jednak wspólnego z nowym miejscem. Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Waga prawdę nam powie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam odwrotny problem. Poszłam z synkiem na kontrolę, miał 4,5 miesiąca, a Pani doktor po zważeniu (nie pamiętam dokładnie, ale ważył ponad 9 kg i nosił ubranka na 84 cm) kazała mi Jasia odchudzać. Ale jak głodzić kiedy domaga się regularnie co trzy godziny papu. O mało depresja poporodowa mi się nie pogłębiła.
    Sama byłam sobie winna- źle zinterpretowałam sposób przyrządzenia mleka w proszku, a tam napisano, że jak miarki będą mniejsze, to grozi niedożywieniem. Zaraz... przecież dlatego przeszliśmy na sztuczne papu. To ubijałam te miarki do granic możliwości i w rezultacie mleko było zamiast z 6 to z 9, a może i 12 miarek.
    Także jak chcecie sztucznie podtuczyć to powyżej przepis, którego nie polecam.
    Na szczęście u Janka poszło to raczej w mięśnie, a nie sadełko i jest szczupły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę powiedzieć, że u nas chyba idzie ku dobremu. Niedługo w naszym przypadku temat będzie nieaktualny.

    OdpowiedzUsuń