poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dziecko - projekt życia


Kiedyś myślałam, że 18, 19 lat i dziecko fruuuuuuuu z domu, a wtedy luz, balanga. Co za bzdura, co za nonsens.

Pamiętnik Matki Wariatki; Dziecko - najtrudniejszy projekt w życiu

I to z dwóch powodów. Po pierwsze mieszkam w dużym mieście, więc jeśli w ogóle Puciacios pójdzie na studia to najprawdopodobniej w rodzinnym mieście, a nie jak ja 300 km od domu. Co dla mnie nie było takie złe, dla rodziców nie wiem, nigdy nie pytałam. Po drugie, ja nie jestem już taka pewna czy tego właśnie chcę.

Teraz myślę w innych kategoriach. Że pozostało mi tylko, a nie aż 17 lat i 6 tygodni. A ja jeszcze z nim nic nie zrobiłam, nie przeżyłam.

Na spotkaniu projektowym, jak byłam jeszcze w ciąży, stwierdzono, że przygotowuję się do najdłuższego projektu w życiu. Projektu pod kryptonimem „Dziecko”. Wtedy się tylko uśmiechnęłam. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że najtrudniejszego. Chociażby ze względu na czas trwania, na jego różnorodność, zawiłość i ilość pochłanianych zasobów.

Mimo wieku nie byłam na to przygotowana. Dotychczas jak chciałam zmienić swoje życie o 180° to robiłam to bez mrugnięcia okiem w pół minuty. Teraz nie jest to możliwe. Bo aktualnie moje decyzje nie wpływają tylko na moje życie, ale też na życie Puciunka. To się nazywa ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Nie znaczy to, że mały w czymś mi przeszkadza. Że hamuje mój rozwój i takie tam bzdury. Bynajmniej. Przed ciążą, w trakcie i zaraz po, uczęszczałam na studia podyplomowe. Siedziałam na zajęciach do ostatniej minuty. Odpoczywałam i poznawałam nowych, ciekawych ludzi.

Ta ciążąca na mnie odpowiedzialność za drugiego człowieka na początku mnie przerosła. I chociaż nie oddałabym Puciunka za żadne skarby świata zastanawiałam się, po co mi to było? Czyżby depresja poporodowa? Możliwe, że tak. Tym bardziej, że teraz szkoda mi każdego mijającego dnia.






0 komentarze:

Prześlij komentarz