Tak sobie dzisiaj pomyślałam, jak wszyscy truchleją, gdy dostaną skierowanie do neurologa dziecięcego. Ja chyba byłam wyjątkiem. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że mojemu Niuńkowi może coś dolegać. Po takich rodzicach? Tym bardziej, że powodem skierowania nas do specjalisty była niechęć małego do leżenia na brzuszku i podnoszenia główki. Byłam po prostu świadoma, że za mało go kładliśmy w takiej pozycji i nie był z nią oswojony. Ponadto, żeby mieć siłę, trzeba jeść, a u małego od początku z tym było różnie. Jak sięgam pamięcią to położne z oddziału noworodkowego również nie kładły go na brzuszku, mimo, że inne dzieci zastawałam w takiej pozycji.
W naszym przypadku, tak jak przypuszczałam lekarz nic nie stwierdził. Później się z tego śmiałam, ale mały chyba się przestraszył, tak, że w ciągu tygodnia, który dzielił nas od wizyty u neurologa dziecięcego zebrał się w sobie, zaczął jeść i nabierać sił. W wyniku tego po tygodniu jak trafiliśmy do lekarza, ten patrzył tylko na nas dziwnie. A jak usłyszał, że mały chodzi na fizjoterapię, zaczął się uśmiechać. Po prostu to, co stanowiło jeszcze problem tydzień temu zniknęło. Neurologicznie stan zdrowia małego nie budził żadnych obaw.
Muszę przyznać, że nie zawsze uważałam, a może rozumiałam, że wizyta u neurologa dziecięcego to dla spokoju ducha powinno być jedno z podstawowych badań. Jak usłyszałam, że dziecko kolegi dostało skierowanie do specjalisty to sobie pomyślałam o ho. Z nim to musi być źle. A guzik prawda. Wszystkie dzieci, które urodziły się przedwcześnie albo miały jakieś kłopoty zdrowotne po narodzinach zazwyczaj dostają skierowanie. W naszym przypadku zadziałała reakcja łańcuchowa i od razu udaliśmy się z małym na fizjoterapię, gdzie chodzimy po dziś dzień. Śmieję się, że od małego szykujemy go na następcę Lewandowskiego. Uważam, że dzięki fizjoterapii moje macierzyństwo jest pełniejsze. Zwracam uwagę na kroki milowe w rozwoju małego, których pewnie, jako pierworódka nie zauważyłabym. Chociaż muszę przyznać, że znajome, które mają dzieci w wieku mojego małego były zaskoczone, że chodzimy na zajęcia. O ho z nim musi być źle. Brzmi znajomo? Tylko, że ostatecznie wyszło na to jak łatwo coś można przegapić. Dziecko jednej z nich okazało się, że wymaga rehabilitacji. Nic strasznego, ale można było działać już o wiele wcześniej, tylko lekarz za późno postawił diagnozę. Tak, więc chuchajmy na zimne. Nie taki diabeł straszny.